sobota, 30 stycznia 2021

" Staję tu pośród was jako zwiastun prawdy i nadziei. Pragnę raz jeszcze wezwać was, byście pozwolili oświecić się przez Chrystusa, byście przyjęli bez zastrzeżeń blask jego prawdy, aby wszyscy mogli wejść na drogę jedności przez miłość i solidarność, unikając wszelkich form izolacji i konfrontacji, które są sprzeczne z wolą Boga-Miłości."

 Msza św.  na Placu Rewolucji im. Josè Marti

Hawana, 1998-01-25


1. «Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu waszemu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie!» (Ne 8, 9). Z wielką radością przewodniczę Mszy św. na placu im. José Martí w dzisiejszą niedzielę — w dniu Pańskim, który należy poświęcić odpoczynkowi, modlitwie i rodzinie. Słowo Boże wzywa nas, byśmy wzrastali w wierze i radowali się obecnością Zmartwychwstałego wśród nas, jako że «wszyscyśmy (...) w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało» (1 Kor 12, 13) — mistyczne Ciało Chrystusa, którym jest Kościół. Jezus Chrystus jednoczy wszystkich ochrzczonych. On jest źródłem braterskiej miłości między katolikami kubańskimi, jak i między tymi, którzy żyją gdziekolwiek indziej, ponieważ są oni «Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami» (1 Kor 12, 27). Dlatego Kościół na Kubie nie jest samotny ani izolowany, ale stanowi część Kościoła powszechnego, żyjącego na całym świecie.


2. Witam serdecznie kard. Jaime Ortegę, pasterza tej archidiecezji, i dziękuję mu za słowa wypowiedziane na początku liturgii, w których zechciał przedstawić mi rzeczywistość waszej wspólnoty kościelnej i jej dążenia. Pozdrawiam też obecnych tu kardynałów, przybyłych z różnych stron świata, a także mych braci biskupów z Kuby i innych krajów, którzy zechcieli wziąć udział w tej uroczystej liturgii. Serdecznie witam kapłanów, zakonników i zakonnice oraz tak licznie zgromadzonych wiernych. Każdego z was zapewniam o mojej życzliwości i bliskości w Chrystusie. Z szacunkiem witam pana prezydenta Fidela Castro Ruza, który również zechciał wziąć udział w tej Mszy św.

Dziękuję też za obecność przedstawicielom władz państwowych, którzy są dziś tutaj; jestem im wdzięczny za okazaną pomoc.


3. «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym (...) niósł dobrą nowinę» (Łk 4, 18). Każdy sługa Boży powinien we własnym życiu realizować te słowa, wypowiedziane przez Jezusa w Nazarecie. Dlatego stając pośród was, pragnę ogłosić wam dobrą nowinę nadziei, jaką pokładamy w Bogu. Jako sługa Ewangelii, przynoszę wam to orędzie miłości i solidarności, które Jezus Chrystus przez swoje przyjście ofiarował ludziom wszystkich czasów. Nie jest to żadna ideologia ani nowy system ekonomiczny czy polityczny, ale droga prawdziwego pokoju, sprawiedliwości i wolności.


4. Nowe systemy ideologiczne i ekonomiczne, jakich wiele pojawiało się w ciągu ostatnich dwóch stuleci, przyczyniły się do upowszechnienia konfrontacji jako metody działania, gdyż już w swoich programach kryją zalążki konfliktu i rozłamu. Wywarło to głęboki wpływ na ich wizję człowieka i jego relacji z innymi. Niektóre z tych systemów próbowały sprowadzić religię do rzędu spraw ściśle prywatnych, pozbawiając ją wszelkiego wpływu i znaczenia społecznego. W tym kontekście wypada przypomnieć, że nowoczesne państwo nie może czynić z ateizmu ani z religii elementów swojego systemu politycznego. Państwo, dalekie od wszelkiego fanatyzmu lub skrajnego sekularyzmu, winno kształtować spokojny klimat społeczny oraz odpowiednie prawodawstwo, które pozwoli każdemu człowiekowi i każdej wspólnocie religijnej swobodnie żyć swoją wiarą, wyrażać ją na arenie publicznej oraz dysponować odpowiednimi środkami i przestrzenią, aby wnosić w życie narodu swoje bogactwo duchowe, moralne i społeczne.


Z drugiej strony znów pojawia się w wielu miejscach pewna forma kapitalistycznego neoliberalizmu, który chce sobie podporządkować człowieka i uzależnia rozwój narodów od ślepych procesów rynkowych, oddziałując ze swoich ośrodków władzy na kraje mniej zamożne i nakładając na nie nieznośne ciężary. Narzuca się czasem tym krajom niemożliwe do zrealizowania programy gospodarcze, uzależniając od tego udzielenie dalszej pomocy. Skutek jest taki, że we wspólnocie narodów nieliczni bogacą się ponad wszelką miarę kosztem postępującego zubożenia wielu, przez co bogaci stają się coraz bogatsi, a ubodzy coraz ubożsi.

5. Drodzy bracia, Kościół jest znawcą spraw ludzkich. Dlatego stając w obliczu tych systemów, krzewi kulturę miłości i życia, przywracając ludzkości wiarę w to, że miłość przeżywana w jedności, jakiej pragnął Chrystus, ma moc przemieniającą. Trzeba do niej dążyć drogą pojednania, dialogu i braterskiego otwarcia się na bliźnich, na wszystkich bliźnich. To nauczanie można nazwać Ewangelią społeczną Kościoła.


Kościół, spełniając swą misję, głosi światu nową sprawiedliwość, sprawiedliwość Królestwa Bożego (por. Mt 6, 33). Przy różnych okazjach poruszałem już tematykę społeczną. Trzeba nadal mówić o tych sprawach, dopóki na świecie dzieje się choćby najmniejsza niesprawiedliwość, w przeciwnym bowiem razie Kościół nie byłby wierny misji powierzonej mu przez Jezusa Chrystusa. Stawką jest tu człowiek, konkretna osoba. Chociaż zmieniają się czasy i okoliczności, zawsze są ludzie, którzy potrzebują głosu Kościoła, aby inni mogli dostrzec ich lęki, ich cierpienia i nędzę. Ktokolwiek żyje w takich warunkach, może być pewien, że nie dozna zawodu, bo Kościół jest z nim, a Papież ogarnia swoim sercem i słowem otuchy każdego, kto cierpi niesprawiedliwość.


Odpowiadając na oklaski zgromadzonych, Ojciec Święty powiedział:

Nie jestem przeciwny oklaskom, bo kiedy klaszczecie, Papież może sobie trochę odpocząć.

Nauczanie Jezusa zachowuje w pełni swoją moc u progu roku 2000. Pozostaje w mocy dla każdego z was, drodzy bracia. Dążąc do sprawiedliwości Królestwa, nie możemy zatrzymywać się w obliczu trudności i niezrozumienia. Gdy wezwanie Nauczyciela do sprawiedliwości, do służby i miłości zostaje przyjęte jako Dobra Nowina, serce człowieka się rozszerza, zmienia się sposób myślenia i rodzi się kultura miłości i życia. Na tym polega wielka przemiana, której społeczeństwo potrzebuje i na którą czeka: będzie się ona mogła dokonać dopiero wówczas, gdy nastąpi nawrócenie serc wszystkich, jest ono bowiem warunkiem niezbędnych przemian w strukturach społeczeństwa.


6. «Duch Pański (...) posłał Mnie, abym (...) więźniom głosił wolność, (...) abym uciśnionych odsyłał wolnymi» (Łk 4, 18). Dobrej Nowinie Jezusa musi towarzyszyć orędzie wolności, opartej na mocnym fundamencie prawdy: «Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli» (J 8, 31-32). Prawda, o której mówi Jezus, to nie tylko intelektualne poznanie rzeczywistości, ale także prawda o człowieku i jego transcendentnej naturze, o jego prawach i obowiązkach, o jego wielkości i ograniczeniach. Jest to ta sama prawda, którą Jezus głosił w czasie swego życia na ziemi i potwierdził przed Piłatem, a także — przez swoje milczenie — przed Herodem; jest to ta sama prawda, która doprowadziła Go do zbawczego krzyża i chwalebnego zmartwychwstania.


Wolność nie oparta na prawdzie oddziałuje na człowieka w taki sposób, że czasem staje się on przedmiotem — miast być podmiotem — w swoim środowisku społecznym, kulturowym, ekonomicznym i politycznym, a tym samym nie ma żadnej możliwości osobistego rozwoju. Kiedy indziej znów wolność ma charakter indywidualistyczny i nie bierze pod uwagę wolności innych, przez co zamyka człowieka w egoizmie. Zdobycie wolności połączonej z odpowiedzialnością jest zadaniem, które musi podjąć każdy człowiek. Dla chrześcijan wolność dzieci Bożych to nie tylko dar i zadanie: jej osiągnięcie jest też bezcennym świadectwem oraz autentycznym wkładem w proces wyzwolenia całego rodzaju ludzkiego. Wyzwolenie to nie ogranicza się do aspektu społecznego i politycznego, gdyż jej najpełniejszym wyrazem jest wolność sumienia — podstawa i warunek wszelkich innych praw człowieka.


Odpowiadając na okrzyki zgromadzonych: «Papież jest wolny i chce, byśmy wszyscy byli wolni», Ojciec Święty dodał:

Tak, żyje w tej wolności, do której wyzwolił was Chrystus.

Dla wielu istniejących dzisiaj systemów politycznych i ekonomicznych największym problemem jest nadal takie połączenie wolności i sprawiedliwości społecznej, wolności i solidarności, aby żadna z nich nie została zepchnięta na drugi plan. W tym kierunku zmierza wysiłek refleksji oraz propozycje nauki społecznej Kościoła, która stara się wyjaśniać i godzić ze sobą niezbywalne prawa każdej osoby oraz potrzeby społeczeństwa, tak aby człowiek mógł zaspokoić swoje najgłębsze aspiracje i w pełni się zrealizować, zgodnie ze swoją kondycją dziecka Bożego i obywatela. Katolicy powinni się do tego przyczyniać, stosując w praktyce nauczanie społeczne Kościoła w różnych środowiskach, otwartych na wszystkich ludzi dobrej woli.

7. W dzisiejszej ewangelii mowa jest o ścisłym związku między sprawiedliwością a prawdą. To samo dostrzegamy też w światłej myśli ojców waszej ojczyzny. Sługa Boży o. Félix Varela, ożywiany chrześcijańską wiarą i wiernością wobec posługi kapłańskiej, zasiewał w sercu narodu kubańskiego ziarna sprawiedliwości i wolności, marząc, że kiedyś wydadzą one plon w wolnej i niepodległej Kubie.


Doktryna José Martí o wzajemnej miłości wszystkich ludzi ma głębokie korzenie ewangeliczne i dzięki temu przezwycięża pozorny konflikt między wiarą w Boga a miłością ojczyzny i służbą jej sprawie. Pisze Martí: «Religia Nazarejczyka — czysta, bezinteresowna, prześladowana, dręczona, pełna poezji i prostoty — urzeka wszystkich ludzi uczciwych. (...) Każdy naród powinien być religijny. Nie tylko jest religijny ze swej istoty, ale wręcz powinien być religijny dla własnej korzyści. (...) Naród pozbawiony religii umrze, ponieważ nie ma w nim żadnego oparcia dla cnoty. Ludzka niesprawiedliwość gardzi cnotą, trzeba zatem, aby ujęła się za nią sprawiedliwość niebieska».


Jak wiecie, Kuba ma duszę chrześcijańską, która ukształtowała jej uniwersalne powołanie. Kuba jest powołana do wyrwania się z izolacji, musi otworzyć się na świat, a świat musi otworzyć się na Kubę, na jej naród, na jej dzieci, które stanowią niewątpliwie jej największy skarb. Nadeszła godzina, by wejść na nowe drogi, jakich domaga się czas odnowy, który obecnie przeżywamy na progu trzeciego tysiąclecia ery chrześcijańskiej!


8. Drodzy bracia: Bóg dał waszemu narodowi prawdziwych formatorów świadomości narodowej, głoszących jasno i konsekwentnie wiarę chrześcijańską jako najsolidniejsze oparcie dla cnoty i miłości. Dzisiaj biskupi wraz z kapłanami, zakonnikami, zakonnicami i wiernymi świeckimi starają się budować mosty, aby przybliżyć do siebie umysły i serca, zaprowadzając i umacniając pokój, przygotowując cywilizację miłości i sprawiedliwości. Staję tu pośród was jako zwiastun prawdy i nadziei. Pragnę raz jeszcze wezwać was, byście pozwolili oświecić się przez Chrystusa, byście przyjęli bez zastrzeżeń blask jego prawdy, aby wszyscy mogli wejść na drogę jedności przez miłość i solidarność, unikając wszelkich form izolacji i konfrontacji, które są sprzeczne z wolą Boga-Miłości.


Niech Duch Święty oświeci swoimi darami tych, którzy sprawują odpowiedzialne funkcje wśród tego ludu, bliskiego mojemu sercu. Niech Matka Boża Miłosierdzia z El Cobre, Królowa Kuby, wyjedna swoim dzieciom dar pokoju, postępu i szczęścia.

Ten dzisiejszy wiatr jest bardzo znamienny, bo wiatr symbolizuje Ducha Świętego. Spiritus spirat ubi vult. Spiritus vult spirare in Cuba. Te ostatnie słowa wypowiedziałem po łacinie, bo Kuba jest także krajem o tradycji łacińskiej: Ameryka Łacińska, Kuba łacińska, język łaciński! Spiritus spirat ubi vult et vult Cubam. Do zobaczenia!


wtorek, 26 stycznia 2021

"Należy poświęcić odpowiednią uwagę zarówno obowiązkom państwa, jak i rodziny w budowaniu rzeczywistej solidarności między pokoleniami.(...)W żadnym wieku człowiek nie przestaje być ojcem albo matką, synem albo córką. Ciąży na nas szczególna odpowiedzialność nie tylko za tych, których obdarzyliśmy życiem, ale także za tych, od których ów dar otrzymaliśmy."

 Przemówienie do uczestników sesji plenarnej Papieskiej Akademii Nauk Społecznych

Rzym, 2004-04-30


Eminencje, Ekscelencje, szanowni Członkowie Akademii,

1. Serdecznie witam wszystkich zgromadzonych z okazji 10-lecia Papieskiej Akademii Nauk Społecznych. Dziękuję nowej prezes Akademii, pani prof. Mary Ann Glendon, i składam jej najlepsze życzenia z okazji rozpoczęcia tej posługi. Jednocześnie pragnę wyrazić wdzięczność prof. Edmondowi Malinvaudowi za jego zaangażowanie w prace Akademii, zwłaszcza w zakresie badań nad tak złożonymi problemami jak praca i bezrobocie, formy społecznej nierówności oraz demokracja i globalizacja. Jestem wdzięczny również bpowi Marcelo Sanchezowi Sorondowi za wysiłki, jakie podejmuje, aby rezultaty prac Akademii były udostępniane szerokiej publiczności za pośrednictwem nowoczesnych środków przekazu.


Przemiany w stosunkach międzypokoleniowych

2. Temat, nad którym obecnie pracujecie, czyli stosunki międzypokoleniowe, jest ściśle związany z prowadzonymi przez was badaniami nad zjawiskiem globalizacji. W przeszłości było oczywiste, że dorosłe dzieci otaczają opieką swoich rodziców. W rodzinie była urzeczywistniana podstawowa forma solidarności międzypokoleniowej. Istniała solidarność małżeńska, która oznaczała, że małżonkowie wiążą się ze sobą na dobre i na złe i zobowiązują się do wzajemnej opieki do końca życia. Ta solidarność małżonków obejmowała później dzieci, bowiem wychowanie potomstwa wymagało silnej i trwałej więzi między rodzicami. Z tego z kolei rodziła się solidarność między dorosłymi dziećmi i ich starzejącymi się rodzicami.


W dzisiejszych czasach różnorodne czynniki powodują istotne przemiany w stosunkach międzypokoleniowych. W wielu regionach świata ulega osłabieniu związek małżeński, częstokroć postrzegany obecnie jako zwykły kontrakt zawierany przez dwoje ludzi. Na skutek presji społeczeństwa konsumpcyjnego rodziny więcej troski poświęcają pracy i różnym formom aktywności społecznej niż domowi. Dzieci niekiedy postrzegane są przez rodziców, zanim jeszcze przyjdą na świat, jako przeszkoda na drodze do samorealizacji bądź jako jeden z możliwych wyborów. Wszystko to wywiera wpływ na stosunki międzypokoleniowe, bowiem wiele dorosłych dzieci uważa, że opieka nad ich starszymi rodzicami należy do państwa bądź szeroko pojętego społeczeństwa. Również nietrwałość więzi małżeńskiej w niektórych kręgach społecznych jest przyczyną zjawiska polegającego na tym, że coraz częściej dorosłe dzieci oddalają się od rodziców i obarczają innych wypełnianiem naturalnego obowiązku oraz Bożego przykazania, by czcić ojca i matkę.


Trudna sytuacja ludzi starszych

3. Zważywszy na to, że solidarność ma fundamentalne znaczenie dla budowania zdrowych społeczności ludzkich (por. Sollicitudo rei socialis, 38-40), zachęcam was do badań nad tymi istotnymi zjawiskami; wyrażam nadzieję, że przyczynią się one do lepszego zrozumienia potrzeby solidarności międzypokoleniowej, która jednoczy pojedyncze osoby i grupy, tworząc ubogacające więzi, i skłania do wzajemnej pomocy. Jestem przekonany, że wasze badania w tej dziedzinie wniosą cenny wkład w rozwój nauki społecznej Kościoła.


Szczególnej uwagi wymaga trudna sytuacja wielu ludzi starszych, która różni się w zależności od kraju i regionu (por. Evangelium vitae, 44; Centesimus annus, 33). Wiele osób w podeszłym wieku nie ma wystarczających środków do życia lub odpowiednich zasiłków, niektóre z nich są chore, inne czują się już niepotrzebne bądź wstydzą się tego, że potrzebują szczególnej opieki, a zbyt liczne czują się po prostu opuszczone. Te kwestie będą nabierać coraz większej wagi, ponieważ liczba osób starszych wciąż rośnie, a społeczeństwo starzeje się na skutek spadku przyrostu naturalnego.


Rola rodziny

4. Każde pokolenie i każda grupa społeczna ma do odegrania właściwą sobie rolę w poszukiwaniu rozwiązania owych problemów. Należy poświęcić odpowiednią uwagę zarówno obowiązkom państwa, jak i rodziny w budowaniu rzeczywistej solidarności między pokoleniami. Władze państwowe, w poszanowaniu zasady pomocniczości (por. Centesimus annus, 48), muszą uznać, że indywidualizm — jak już dowiodły wasze badania — może wywrzeć poważny wpływ na stosunki między pokoleniami. Zaś rodzina, będąca źródłem i fundamentem społeczności ludzkiej (por. Apostolicam actuositatem, 11; Familiaris consortio, 42), odgrywa niezastąpioną rolę w budowaniu solidarności międzypokoleniowej. W żadnym wieku człowiek nie przestaje być ojcem albo matką, synem albo córką. Ciąży na nas szczególna odpowiedzialność nie tylko za tych, których obdarzyliśmy życiem, ale także za tych, od których ów dar otrzymaliśmy.

Drodzy członkowie Akademii, życzę wam powodzenia w tej ważnej pracy i modlę się o obfite Boże błogosławieństwo dla was i dla waszych bliskich.

niedziela, 24 stycznia 2021

"Jak już mówiłem w Toronto, nad brzegami jeziora Ontario przeżywaliśmy tę tajemnicę, jaką żyli mieszkańcy Galilei, którym Jezus nad Jeziorem Tyberiadzkim, Galilejskim, przekazywał orędzie ośmiu Błogosławieństw. Dziś nawiązuję do tego przeżycia w kontekście przesłania o Bożym miłosierdziu. Przez pośrednictwo Siostry Faustyny Bóg przekazuje je wam, abyście w jego świetle rozeznawali, co znaczy być ubogim w duchu, miłosiernym, pokój czyniącym, łaknącym sprawiedliwości, a w końcu prześladowanym dla imienia Jezusa. W każdym czasie potrzeba tego świadectwa ludzi żyjących wedle ośmiu Błogosławieństw. Potrzeba go także dzisiaj. Proszę Boga, ażeby wasze życie według tej wymagającej, Bożej miary było pociągającym świadectwem miłosierdzia w naszych czasach. Pamiętajcie, że Chrystus nieustannie otacza was swą miłosierną miłością. Niech ta świadomość napełnia was pokojem i prowadzi po trudnych ścieżkach codzienności."

 Rozważanie przed modlitwą Anioł Pański

Kraków, 2002-08-18


Zanim zakończymy tę liturgię modlitwą «Anioł Pański», pragnę zwrócić się do młodzieży. Niestety, podczas tej wizyty nie było możliwe osobne spotkanie z młodymi, ale widzę ich na całej trasie mojej pielgrzymki. Wiem, że jest tutaj obecna spora grupa członków Ruchu «Światło-Życie». Przez całą noc czuwali na modlitwie w kościele Świętych Piotra i Pawła w parafii Wszystkich Świętych, ażeby dziś spotkać się z Papieżem na tej uroczystej Eucharystii.

Pamiętam, że dokładnie trzydzieści lat temu, 16 sierpnia, w Błyszczu koło Tylmanowej nad Dunajcem, uczestniczyłem w tzw. Dniach Wspólnoty. Powiedziałem wtedy, że osobiście bliski jest mi ten styl życia, który zainaugurował i zaproponował młodym sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki.


Bogu dziękuję za ten ruch, który przyniósł tyle błogosławionych owoców w sercach młodzieży w minionych trudnych latach, a i dzisiaj stanowi prężne środowisko duchowego rozwoju młodzieży i rodzin. Kochani oazowicze, jako biskup Krakowa starałem się wspierać was swą obecnością, jako biskup Rzymu nieustannie jestem z wami w moich modlitwach i serdecznych myślach. Niech umiłowanie Eucharystii i Biblii zawsze rzuca Boże światło na drogi waszego życia.


Pozdrawiam również członków Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży oraz harcerzy. Wszystkich was stale polecam opiece Matki Najświętszej. Niech Pan wam błogosławi wszystkim.


Drodzy młodzi przyjaciele! Niedawno w Toronto, w Kanadzie, miało miejsce to szczególne spotkanie młodych z całego świata, jakie odbywa się co dwa lata pod nazwą Światowego Dnia Młodzieży. To było wspaniałe wydarzenie, przeżywane w duchu wiary, w której entuzjazm młodzieńczych pragnień i zamiarów znajduje swój solidny fundament. Jak już mówiłem w Toronto, nad brzegami jeziora Ontario przeżywaliśmy tę tajemnicę, jaką żyli mieszkańcy Galilei, którym Jezus nad Jeziorem Tyberiadzkim, Galilejskim, przekazywał orędzie ośmiu Błogosławieństw. Dziś nawiązuję do tego przeżycia w kontekście przesłania o Bożym miłosierdziu. Przez pośrednictwo Siostry Faustyny Bóg przekazuje je wam, abyście w jego świetle rozeznawali, co znaczy być ubogim w duchu, miłosiernym, pokój czyniącym, łaknącym sprawiedliwości, a w końcu prześladowanym dla imienia Jezusa. W każdym czasie potrzeba tego świadectwa ludzi żyjących wedle ośmiu Błogosławieństw. Potrzeba go także dzisiaj. Proszę Boga, ażeby wasze życie według tej wymagającej, Bożej miary było pociągającym świadectwem miłosierdzia w naszych czasach. Pamiętajcie, że Chrystus nieustannie otacza was swą miłosierną miłością. Niech ta świadomość napełnia was pokojem i prowadzi po trudnych ścieżkach codzienności.


Pragnę też w sposób szczególny pozdrowić członków Towarzystwa Przyjaciół Trędowatych im. Ojca Jana Beyzyma, którzy owocnie kontynuują jego misję pomocy trędowatym. Proszę was, nie ustawajcie w tym dziele miłosierdzia, a wasz Patron niech was w tym stale wspomaga.


Pozdrawiam cały Kościół na Madagaskarze, a zwłaszcza trędowatych. Niech was ma w opiece Matka Boża Częstochowska, której kult pozostał jako szczególne dziedzictwo bł. Jana Benzyma.


Pozdrawiam tych, którzy znaleźli miejsce pod kopcem Kościuszki, a także na Alejach.

Pozdrawiam pielgrzymów z archidiecezji warszawskiej, którym przewodniczy Ksiądz Kardynał Prymas. Beatyfikacja abpa Szczęsnego Felińskiego dokonała się w Krakowie, bo tu dopełnił życia, ale na zawsze pozostanie on patronem waszej archidiecezji, której przewodził krótko, niemniej pozostawił niezatarty ślad swej głębokiej duchowości. Przez wstawiennictwo bł. abpa Felińskiego modlę się o pomyślność stolicy i wszystkich jej mieszkańców.


Nie mogę zapomnieć o archidiecezji przemyskiej, która dzisiaj raduje się z wyniesienia do chwały ołtarzy ks. Jana Balickiego. Serdecznie pozdrawiam ks. abpa Józefa, duchowieństwo i wiernych i proszę Boga, aby kult tego nowego Patrona przynosił w sercach wszystkich obfite owoce łaski.


Pozdrawiam jezuitów wraz z ich Generałem. Doczekaliście się nowego błogosławionego: Jana Beyzyma. Jego oddanie sprawie Bożej i potrzebującemu człowiekowi niech będzie dla was przykładem i zachętą do podejmowania wciąż nowych zadań, jakie przynosi czas.


Raz jeszcze pozdrawiam siostry Matki Bożej Miłosierdzia, siostry franciszkanki Rodziny Maryi oraz siostry serafitki i życzę, aby wzrastały w liczbę i w zasługi przed Bogiem i ludźmi.

(...)

Chcę powiedzieć na zakończenie, że właśnie ta oazowa pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny przed 23 laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe. I z nią, z tą oazową pieśnią, nie rozstawałem się przez wszystkie te lata. Była jakimś ukrytym tchnieniem Ojczyzny. Była też przewodniczką na różnych drogach Kościoła. I ona przyprowadzała mnie wielokrotnie tu, na te krakowskie Błonia, pod kopiec Kościuszki.


Dziękuję ci, pieśni oazowa. Dziękuję wam, Błonia krakowskie, za waszą gościnę, wielokrotną i tę dzisiejszą. Bóg zapłać. Chciałbym dodać: «i do zobaczenia». Ale to już jest całkowicie w Bożych rękach. Pozostawiam to bez reszty Bożemu miłosierdziu.

czwartek, 21 stycznia 2021

" Dał nam Pan Bóg bardzo trudne doświadczenia. Ale poprzez te doświadczenia, poniekąd dzięki nim, my inaczej odczytujemy znaki czasu. Inaczej — i chyba bardziej trafnie."

 Przemówienie do przełożonych męskich zakonów i zgromadzeń zakonnych

Częstochowa, 1979-06-04


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Moi Drodzy!

To spotkanie w jakiejś mierze jest nieformalne. I przemówienie, które teraz wygłaszam, też nie jest przemówieniem rejestrowanym, przynajmniej w spisie, który był zaprogramowany z góry. A także i w swojej treści chcę, aby pozostało przemówieniem nieformalnym właśnie z tych motywów, które tutaj ojciec prowincjał, a równocześnie dyrektor, przełożony waszej konsulty, bardzo trafnie wymienił. Po prostu zbyt się dobrze znamy, ażebyśmy przy tym spotkaniu mieli stwarzać jakiś kontekst nazbyt formalny. Niemniej, chociaż to utrzymuję w takim charakterze, w charakterze spotkania z rodakami, w charakterze spotkania z ludźmi, którzy są mi osobiście znani, w charakterze spotkania, powiedzmy, przyjacielskiego, zdaję sobie sprawę, że staję przed wami jako — od niedawna, od 16 października 1978 — wasz główny przełożony. I tu chcę od razu powiedzieć: główny, ale nie jedyny. To, co z racji tego przełożeństwa miałem już do powiedzenia, to starałem się wstępnie powiedzieć na spotkaniu z przełożonymi najwyższymi, generalnymi, w Rzymie, które miało miejsce jeszcze w jesieni tamtego roku. Po uzgodnieniu pewnych podstawowych treści z prefektem Kongregacji wygłosiłem przemówienie, które w jakiejś mierze odnosi się i do was, ponieważ jest skierowane do wszystkich wyższych przełożonych zakonów męskich na całym świecie, z racji mojego przełożeństwa.


Równocześnie pragnę powiedzieć, że to było przemówienie pierwsze, że jeszcze w stosunku do zakonów męskich a także i żeńskich, nie zdobyłem się na dokument osobisty, chociażby takiej treści, jak list do kapłanów na Wielki Czwartek. Oczywiście, że w tym liście do kapłanów wy także się w znacznej mierze mieścicie. Wasz świat zakonny męski w znacznej mierze jest światem kapłanów. Ale ten list waszej specyfiki zakonnej nie ujmuje wprost. Ujmuje waszą specyfikę kapłańską. Poza tym ten list niejako pozostawia poza marginesem całą specyfikę zakonną tych rodzin, czy też tych osób zakonnych, które nie są kapłanami. A takich w Kościele jest bardzo wiele. I stąd też świat zakonny, zarówno męski jak i żeński, w pewnym sensie jeszcze czeka na moje słowo z racji tej zwierzchności, jaką mi Chrystus w stosunku do was powierzył. Powiadam: męski i żeński, bo jakkolwiek do zakonów żeńskich były już skierowane takie przemówienia zarówno w Rzymie, jak też pod adresem przełożonych generalnych, ich unii z całego świata, to wszystkie te wypowiedzi mają charakter wstępny, przygotowawczy. Ja sam jeszcze czekam na to światło, które jest mi potrzebne, ażebym mógł się odezwać do zakonów w wymiarze Kościoła powszechnego.


Jeżeli chodzi natomiast o was tutaj zgromadzonych, to znaczy o wyższych przełożonych zakonów polskich, to: po pierwsze — wszystko, co zostało już powiedziane, odnosi się także do was. Ale do was odnosi się jeszcze coś więcej. Przede wszystkim odnosi się ta moja świadomość, że zakony męskie w Polsce (żeńskie — to osobna sprawa) w znacznej mierze zachowały swoją tożsamość. Myślę nawet, że zachowały ją w pełni; że nie przeżywają kryzysu tożsamości, którą zdają się przeżywać liczne zakony męskie i żeńskie w świecie. Trzeba dobrze analizować przyczyny tego kryzysu. Jeżeli w Polsce to się nie stało, to wypada nam tutaj na tym miejscu, na Jasnej Górze, dziękować za to Opatrzności Bożej przez pośrednictwo Matki Kościoła.


Nie stało się to na pewno dlatego, że w Polsce to się stać nie mogło. Dlatego, ponieważ my, inaczej prowadzeni ręką Opatrzności Bożej, musieliśmy i nadal musimy widzieć rzeczywistość Kościoła w kontekście Vaticanum II. Dał nam Pan Bóg bardzo trudne doświadczenia. Ale poprzez te doświadczenia, poniekąd dzięki nim, my inaczej odczytujemy znaki czasu. Inaczej — i chyba bardziej trafnie. Nie chcę być pomawiany przez kogokolwiek o patriotyzm lokalny. Muszę się tego bardzo strzec, zwłaszcza od 16 października ubiegłego roku. Ale sądzę nieco po owocach. To nie jest żaden aprioryzm. To jest teologiczny i pastoralny aposterioryzm. Lub jeżeli ktoś woli — empiryzm. W każdym razie tak te rzeczy widzę.


Trzeba nam dziękować Opatrzności Bożej, za przyczyną Pani Jasnogórskiej, przede wszystkim za to, że zakony męskie i żeńskie w Polsce ostały się w pełni. W wymiarze tak zwanego drugiego świata to jest wyjątek. Błogosławiony wyjątek: że zachowały swój byt, a z kolei, że zachowały swoją tożsamość. Być może, że na tę tożsamość niektórzy ze świata zachodniego patrzą jako na zapóźnienie. Nie obawiajmy się tego. Ja się tego nie obawiam. Czasem „zapóźnienia” są przez Opatrzność Bożą zaplanowane po to, żeby wyrównać różne biegi czasu. Wiadomo, że ludzie — a w tym szerokim pojęciu mieści się także i Kościół, duchowieństwo i zakony — chodzą różnymi „biegami” i czasem trzeba pozornych „zapóźnień” po to, żeby wyrównać biegi.


Moi drodzy! Od tej strony was znam. Jest wielką zasługą Episkopatu Polski, jest szczególną zasługą Prymasa Polski i jest zasługą Stolicy Apostolskiej, która okazała to szczególne zaufanie Prymasowi Polski, powtarzam: szczególną zasługą tych wszystkich okoliczności, tych wszystkich wyznaczników, jest to, że zakony w Polsce są, i że są tym, czym są, że posiadają pełną świadomość swojej tożsamości, że czują się potrzebne społecznie, że są prawidłowo wmontowane w całokształt życia i posłannictwa Kościoła w Polsce. Jakkolwiek prawdą jest i pozostaje prawdą po Vaticanum II, że najwyższym, w pewnym sensie jedynym zwierzchnikiem zakonów jest papież, to przecież po Vaticanum II nie może stanowić żadnej wątpliwości, że to zwierzchnictwo papieża musi się rozumieć w jakiejś relacji kolegialnej.


Z pewnością tej relacji trzeba będzie jeszcze bardzo szukać. Sądzę, że wielkim krokiem na tej drodze jest dokument wypracowany wspólnie przez Kongregację ds. Biskupów i Kongregację ds. Zakonów oraz Instytutów Świeckich. To jest wielki krok na tej drodze. Na pewno tego pogodzenia wymiaru prymacjalnego z wymiarem kolegialnym, gdy chodzi o życie, o posłannictwo, o rozwój, o przyszłość, o miejsce rodzin zakonnych w Kościele, trzeba będzie jeszcze szukać na całym świecie. Może najmniej w Polsce. A jeżeli także w Polsce — to sądzę, że nie musimy tutaj już robić żadnego odwrotu. Wystarczy, że może tylko na pewnych odcinkach dociągniemy kroku.

Powiadam: przemówienie nieformalne, improwizowane. Niech nikt na świecie, żaden dziennikarz nie łapie papieża za język.

Pragnę was pobłogosławić i pożegnać po bratersku.

środa, 20 stycznia 2021

"Tak więc stoi przed nami męczennik: Maksymilian Kolbe — szafarz własnej śmierci — potężny swoją męką, jeszcze potężniejszy miłością, której był wierny, w której wzrastał przez całe swe życie, w której dojrzewał w obozie oświęcimskim. Maksymilian Kolbe: szczególny świadek Chrystusowego zwycięstwa nad śmiercią. Szczególny świadek Zmartwychwstania(...) Przecież właśnie z pośrodka tych zmagań między życiem a śmiercią Ojczyzny wyrasta czyn oświęcimski świętego Maksymiliana. Mors et vita duello conflixere mirando (śmierć i życie zwarły się w przejmującym pojedynku), jak czytamy w sekwencji wielkanocnej. Syn ziemi polskiej, który padł na swej Kalwarii, w bunkrze śmierci głodowej, „oddając życie za brata”, wraca do nas w chwale świętości. Miłość jest potężniejsza niż śmierć"

 


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Księże Prymasie,
Księża Kardynałowie, Arcybiskupi, Biskupi, Kapłani, Zakonnicy i Zakonnice, zwłaszcza Wy — synowie i córki świętego Franciszka,
Umiłowani Rodacy, Bracia i Siostry!

1. W dniu 10 października ubiegłego roku dane mi było wynieść na ołtarze Kościoła powszechnego świętego Maksymiliana Marię Kolbego, syna polskiej ziemi.


Niezwykła to była kanonizacja. Przybyli na nią również Polacy z kraju i emigracji w dość pokaźnej liczbie, ale stanowili oni tylko mniejszość tej wielkiej rzeszy pielgrzymów, która wypełniła w tę niedzielę plac Świętego Piotra. Przybyli oni zapewne z Rzymu i z całej Italii, ale także w znacznej liczbie z Niemiec i z innych krajów Europy, jako też z pozostałych kontynentów, w szczególności z Japonii, która na trwałe związała swe serce z Rycerzem Niepokalanej. Czuło się wyraźnie, że ogłoszenie świętym Kościoła ojca Maksymiliana trafia w jakiś newralgiczny punkt wrażliwości człowieka naszych czasów. Stąd też powszechne było oczekiwanie na tę kanonizację, a udział w niej potwierdził to oczekiwanie.


Pytając o motywy, można stwierdzić, że Maksymilian Kolbe przez swoją śmierć w obozie koncentracyjnym, w bunkrze głodowym, potwierdził w jakiś szczególnie wymowny sposób dramat ludzkości dwudziestego stulecia. Jednakże motywem głębszym i właściwym wydaje się to, że w tym kapłanie-męczenniku w jakiś szczególny sposób przejrzysta stała się centralna prawda Ewangelii: prawda o potędze miłości.


2. „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13) — tak mówi Jezus, żegnając się z apostołami w wieczerniku, zanim pójdzie na mękę i śmierć.

„Przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci” — powtórzy za swoim Mistrzem Jan apostoł w pierwszym swoim Liście (3, 14). I zakonkluduje: „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (J 3, 16).


Ta właśnie prawda Ewangelii stała się szczególnie przejrzysta poprzez czyn oświęcimski ojca Maksymiliana Kolbego. Można powiedzieć, że najdoskonalszy wzór, jaki pozostawił nam Odkupiciel świata, został w tym czynie podjęty z całkowitym heroizmem, a równocześnie z jakąś ogromną prostotą. Ojciec Maksymilian występuje z szeregu, aby przyjęto go jako kandydata do bunkra głodu na miejsce Franciszka Gajowniczka: podejmuje decyzję, w której ujawnia się równocześnie dojrzałość jego miłości i moc Ducha Świętego — i do końca wypełnia tę ewangeliczną decyzję: oddaje życie za brata.


Dzieje się to w obozie śmierci — w miejscu, w którym poniosło śmierć ponad cztery miliony ludzi z różnych narodów, języków, religii i ras. Maksymilian Kolbe również poniósł śmierć: ostatecznie dobito go śmiercionośnym zastrzykiem. Jednakże w tej śmierci objawiło się zarazem duchowe zwycięstwo nad śmiercią podobne do tego, jakie miało miejsce na Kalwarii. A więc: nie „poniósł śmierć”, ale „oddał życie” — za brata. W tym jest moralne zwycięstwo nad śmiercią. „Oddać życie” za brata — to znaczy stać się poniekąd szafarzem własnej śmierci.


3. Maksymilian Kolbe był szafarzem — był wszakże, jako syn świętego Franciszka, kapłanem. Codziennie sprawował w sposób sakramentalny tajemnicę odkupieńczej śmierci Chrystusa na krzyżu.

Często też powtarzał te słowa psalmu, które przypomina dzisiejsza liturgia:
„Czym się Bogu odpłacę
za wszystko, co mi wyświadczył?
Podniosę kielich zbawienia
i wezwę imienia Pana”
(Ps 116 [115], 12-13).


Tak jest. Codziennie podnosił ten kielich Nowego i Wiecznego Przymierza, w którym pod postacią wina Krew Odkupiciela zostaje sakramentalnie „przelana” na odpuszczenie grzechów. Wraz z tajemnicą eucharystycznego kielicha dojrzewała w nim owa godzina oświęcimskiej decyzji: „Czyż nie mam pić kielicha, który mi podał Ojciec?” (J 18, 11). I wypił — wypił do dna ten kielich, aby zaświadczyć wobec świata, że miłość jest potężniejsza niż śmierć. Świat potrzebuje tego świadectwa, aby otrząsnąć się z więzów owej cywilizacji śmierci, która w niektórych momentach współczesności szczególnie odsłania swe groźne oblicze.

4. W wydarzenie oświęcimskie wpisany jest ów podstawowy dialog, który pozwala człowiekowi przebić się poprzez grozę cywilizacji śmierci — a na co dzień pozwala mu przebijać się poprzez różne ciężary doczesności. Jest to dialog człowieka z Bogiem:

„Czym się Bogu odpłacę?...
O Panie, jestem Twoim sługą,
Twym sługą, synem Twojej służebnicy”
(Ps 116 [115], 12. 16).

Tak mówi człowiek — szafarz codziennej Eucharystii. Człowiek — szafarz własnej śmierci w obozie oświęcimskim. Tak mówi człowiek. Jest to słowo syntetyczne całego jego życia.


A Bóg odpowiada słowami Księgi Mądrości. Oto słowa, w których zawiera się odpowiedź Boga:

„Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka...

Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę...” (Mdr 3, l. 5-6).

Czy istotnie tak? Czy istotnie „nie dosięgła męka” ojca Maksymiliana? Człowieka, którego czcimy właśnie jako męczennika?

Rzeczywistością męczeńskiej śmierci zawsze jest męka — ale tajemnicą tej śmierci jest, że od męki większy jest Bóg. Wielka jest próba cierpienia, owo „doświadczenie jak złota w tyglu”, lecz od próby potężniejsza jest miłość: czyli potężniejsza jest łaska. „Miłość Boża rozlana... w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5).


Tak więc stoi przed nami męczennik: Maksymilian Kolbe — szafarz własnej śmierci — potężny swoją męką, jeszcze potężniejszy miłością, której był wierny, w której wzrastał przez całe swe życie, w której dojrzewał w obozie oświęcimskim. Maksymilian Kolbe: szczególny świadek Chrystusowego zwycięstwa nad śmiercią. Szczególny świadek Zmartwychwstania:


5. „O Panie, jestem Twoim sługą,
Twym sługą, synem Twojej służebnicy...”

Owo dojrzewanie w miłości, które wypełniło całe życie ojca Maksymiliana, a dopełniło się na ziemi polskiej ostatecznie poprzez czyn oświęcimski — owo dojrzewanie było w sposób szczególny związane z Niepokalaną Służebnicą Pańską.


Był, jak mało kto, duchowym „synem Twej Służebnicy”. Doznawał od wczesnej młodości Jej duchowego macierzyństwa. Tego macierzyństwa, które zdecydowało się na Kalwarii, pod krzyżem Chrystusa, kiedy Maryja przyjęła za syna pierwszego ucznia Chrystusa.

Maksymilian Kolbe, jak mało kto, przejęty był tajemnicą Boskiego wybrania Maryi. Jego serce i myśl skupiły się w szczególnej mierze na tym nowym Początku, jakim w dziejach ludzkości stało się — za sprawą Odkupiciela — Niepokalane Poczęcie Matki Jego ziemskiego wcielenia.

„Co znaczy matka — pisał Maksymilian — to wiemy, ale Matka Boga — tego nie możemy pojąć rozumem, skończoną głową. Jedynie Bóg sam rozumie to doskonale, co znaczy »Niepokalana«... »Niepokalane Poczęcie« pełne jest pocieszających tajemnic” (list z 12 IV 1933 r.).


Maksymilian Kolbe w tę tajemnicę wniknął szczególnie głęboko, szczególnie syntetycznie: nie w oderwaniu, ale przez żywy kontekst Boga-Trójcy — Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym — oraz poprzez żywy kontekst zbawczych zamierzeń Boga w stosunku do świata. Oto znowu jego słowa: „Starajmy się zawsze coraz bardziej, co dzień coraz bardziej, zbliżać się do Niepokalanej; w ten sposób zbliżymy się coraz bardziej do Najświętszego Serca Jezusowego, do Boga Ojca, do całej Trójcy Przenajświętszej, gdyż żadne ze stworzeń nie stoi tak blisko Boga jak właśnie Niepokalana. A więc również wszystkich bliskich naszemu sercu przybliżymy tym samym do Niepokalanej i do dobrego Boga...” (list z Nagasaki, 6 IV 1934 r.).


Wszystkie apostolskie poczynania ojca Maksymiliana świadczą o tym, że tajemnica Niepokalanego Poczęcia znajdowała się w centrum jego świadomości. O tym świadczy i Milicja Niepokalanej, i „Rycerz Niepokalanej”. O tym świadczy japońskie „Miasto Niepokalanej” (Mugenzai no Sono). I wreszcie ten nasz polski Niepokalanów.


6. Dobrze, że tutaj właśnie zgromadziliśmy się po kanonizacji ojca Maksymiliana. Po beatyfikacji to nasze wielkie zgromadzenie na ziemi ojczystej odbyło się w Oświęcimiu: przejmująca uroczystość. Oświęcim: miejsce, w którym „dał życie za brata”. Dzisiaj Niepokalanów. Niepokalanów, który mówi o odkryciu nowego Początku ludzkości w Bogu. Niepokalanów: wielki warsztat franciszkańskiego apostolstwa. Niepokalanów: gdzie w stałym posłuszeństwie Duchowi Prawdy na wzór Niepokalanej człowiek tworzył siebie dzień po dniu tak, aby święty przerósł człowieka, nie tylko na miarę życia i apostolstwa, ale także na miarę męczeńskiej śmierci „za brata”.

7. Wiem, że w tym dzisiejszym zgromadzeniu biorą liczny udział przedstawiciele wsi, polscy rolnicy. Są tu — jak mnie poinformowano — ”uczestnicy duszpasterskich wspólnot rolników pracujących nad odnową wsi w łączności z Kościołem”. Niektórzy z was odwiedzili mnie w czasie mojej choroby w rzymskim szpitalu Gemelli, dziś spotykamy się na modlitwie na tej franciszkańskiej i Maksymilianowej ziemi.


Wiem, że ożywia was myśl o odnowie najlepszych tradycji kulturalnych wsi, o chrześcijańskim życiu we wzajemnej miłości, o doskonaleniu się przez wspólną modlitwę, że tworzycie kręgi wzajemnej pomocy, uczestniczycie w rekolekcjach, dokształcacie się, zapoznajecie się ze społeczną nauką Kościoła. Pragniecie w ten sposób odkryć na nowo wasze szczególne posłannictwo, pracy na roli przywrócić właściwą jej godność i w jej trudach odnajdywać radość.


Pozwólcie, że zwrócę się do was słowami wielkiego męża stanu, przedstawiciela polskiej wsi, Wincentego Witosa: „Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię, religię i narodowość. Te trzy wartości dały podstawę do stworzenia państwa. Bez nich nie moglibyśmy go mieć. Gdzie chłop stanął, tam się podstawa przyszłego odrodzenia ostała” (słowa wypowiedziane w Wierzchosławicach w 1928 roku).


Stańcie z miłością przy Bogu!

Chrystus, który siebie nazywał krzewem winnym, o Nim, o Bogu, swym Ojcu, powiedział, „że jest Tym, który uprawia” — rolnikiem.

Trwajcie w Chrystusie i przynoście owoc obfity, w Nim możemy uczynić wszystko (por. J 15, 1-5).

Bądźcie uprawą Bożą!

I z miłością stójcie przy ziemi, przy tej naszej matce i żywicielce.

Wam w szczególny sposób powierzył Stwórca wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie, by były dla wszystkich pokarmem (por. Rdz 1, 29).

Rodzi ta ziemia „cierń i oset”, ale dzięki waszej pracy ma rodzić pokarm, ma przynosić chleb dla człowieka. To jest szczególnym źródłem godności pracy na roli. Waszej godności.


8. To nasze dzisiejsze zgromadzenie w Niepokalanowie kojarzy mi się jeszcze w kategoriach historycznych. Kiedyś w XIII wieku, w 1253 roku, Polacy doczekali się kanonizacji pierwszego syna swojej ziemi, który zarazem był pasterzem na krakowskiej stolicy. Kanonizacja świętego Stanisława odbyła się w Asyżu, rodacy jednak, a zwłaszcza książęta z rządzącego Polską rodu Piastów, czuli potrzebę zgromadzenia się w Krakowie, aby na własnej ziemi doświadczyć paschalnej radości z wyniesienia rodaka na ołtarze Kościoła powszechnego: radości z narodzin świętego dla rodzimej i ojczystej ziemi. Widzieli w nim znak Bożej Opatrzności dla tej ziemi. Widzieli w nim swego patrona i pośrednika przed Bogiem. Wiązali z nim nadzieje na lepszą przyszłość Ojczyzny, która wtedy znajdowała się w trudnym położeniu z powodu rozbicia dzielnicowego. Z legendy, która głosiła, że posiekane podczas zabójstwa ciało Stanisława miało się z powrotem zrosnąć, zrodziła się nadzieja, że Polska piastowska przezwycięży kiedyś dynastyczne rozbicie na dzielnice i wróci jako państwo do jedności. Dalszy bieg dziejów, poczynając od Władysława Łokietka, potwierdził tę nadzieję.


9. Dzisiaj w Niepokalanowie, w centrum naszej pokanonizacyjnej uroczystości na ziemi ojczystej znajduje się święty Maksymilian Maria Kolbe: pierwszy święty z rodu Polaków na początku drugiego tysiąclecia. Pierwsze i drugie tysiąclecie Polski i chrześcijaństwa w Polsce spotykają się w jakimś głębokim symbolu. Patron tamtej Polski — i patron... czy tylko Polski? Czy nie raczej całego naszego trudnego wieku? Ale jeżeli syn tej ziemi, uczestnik jej doświadczeń, cierpień i nadziei — to w jakiś szczególny sposób patron Polski.


Właśnie tej Polski, którą od końca XVIII wieku zaczęto skazywać na śmierć: na rozbiory, na zesłania, na obozy koncentracyjne, na bunkry głodowe. A kiedy po 120 latach wróciła do niepodległego bytu, odczekano do 1939 roku, aby ów wyrok śmiertelny raz jeszcze powtórzyć. Przecież właśnie z pośrodka tych zmagań między życiem a śmiercią Ojczyzny wyrasta czyn oświęcimski świętego MaksymilianaMors et vita duello conflixere mirando (śmierć i życie zwarły się w przejmującym pojedynku), jak czytamy w sekwencji wielkanocnej. Syn ziemi polskiej, który padł na swej Kalwarii, w bunkrze śmierci głodowej, „oddając życie za brata”, wraca do nas w chwale świętości. Miłość jest potężniejsza niż śmierć.


10. Powstała kiedyś w średniowieczu legenda świętego Stanisława. Nasze czasy, nasz wiek, nie stworzą legendy świętego Maksymiliana. Wystarczająco mocna jest wymowa samych faktów, świadectwo życia i męczeństwa. Trzeba wymowę tych prawie współczesnych faktów brać w życie polskie. Trzeba budować z niej przyszłość człowieka, rodziny, narodu.


Co to znaczy, że miłość jest potężniejsza niż śmierć? To znaczy także: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21).

Te słowa tłumaczą prawdę o czynie oświęcimskim ojca Maksymiliana na różne wymiary: na wymiar życia codziennego; ale także na wymiar epoki, na wymiar trudnego momentu historycznego, na wymiar XX wieku, a może i czasów, które idą.

11. Zgromadzeni w Niepokalanowie na wielkim narodowym dziękczynieniu za wyniesienie do chwały ołtarzy świętego Maksymiliana Marii — naszego rodaka, świadka naszego trudnego wieku, męczennika; pierwszego świętego z rodu Polaków w drugim tysiącleciu — pragniemy wzbogacić chrześcijańskie dziedzictwo polskości o przejmującą wymowę jego czynu oświęcimskiego:

„Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”!


Drodzy Bracia i Siostry!

Ewangeliczny program. Trudny program — ale możliwy. Program nieodzowny.

Udając się stąd w pielgrzymkę na Jasną Górę, będę prosił Królową Polski i Matkę wszystkich Polaków, aby wyjednała nam, za wzorem świętego Maksymiliana, moc ducha potrzebną do podjęcia tego programu. Abyśmy przyjęli do duchowego dziedzictwa polskości wymowę życia i męczeńskiej śmierci Rycerza Niepokalanej. Amen.



poniedziałek, 18 stycznia 2021

"Tym, którzy zapomnieli o Chrystusie i Jego nauce, pomóżmy odkryć Go na nowo. Stanie się tak wtedy, kiedy zastępy wiernych świadków Ewangelii znów zaczną przemierzać nasz kontynent; gdy dzieła architektury, literatury i sztuki będą w sposób porywający dla współczesnego człowieka ukazywać Tego, który jest «wczoraj, dziś, ten sam na wieki»; gdy w sprawowanej przez Kościół liturgii ujrzą piękno oddawania Bogu chwały; gdy dostrzegą w naszym życiu świadectwo chrześcijańskiej miłości, miłosierdzia i świętości."

 Homilia wygłoszona podczas Mszy św. z okazji 1000-lecia śmierci św.Wojciecha

Gniezno, 1997-06-03

1. Veni, Creator Spiritus!

Stajemy dziś przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. W ten sposób znajdujemy się w samym centrum Wojciechowego milenium. Przed miesiącem ów szlak Wojciechowy rozpocząłem w Pradze oraz w Libicach, diecezji Hradec Králové — stamtąd bowiem pochodził Wojciech. A dziś jesteśmy w Gnieźnie — rzec można, w tym miejscu, gdzie dokończył on swego ziemskiego pielgrzymowania. Dziękuję Bogu w Trójcy Jedynemu, że u schyłku tego tysiąclecia dane mi jest znów modlić się przy relikwiach św. Wojciecha, które są największym skarbem naszego narodu.


Pragniemy iść tym świętowojciechowym, duchowym szlakiem, który bierze swój początek niejako z wieczernika. Właśnie do wieczernika, dokąd apostołowie wrócili z Góry Oliwnej po wniebowstąpieniu Chrystusa, prowadzi nas dzisiejsza liturgia. Przez czterdzieści dni od zmartwychwstania Chrystus ukazywał się im, mówił o Królestwie Bożym. Polecił im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać na spełnienie obietnicy Ojca. «Słyszeliście o niej ode Mnie» — mówił Chrystus. «Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce ochrzczeni zostaniecie Duchem Świętym. (...) Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (por. Dz 1, 5. 8). Otrzymują więc apostołowie mandat misyjny. W mocy słów zmartwychwstałego Pana mają iść na cały świat i nauczać wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (por. Mt 28, 18-20). Na razie jednak wracają do wieczernika i tam trwają w modlitwie, oczekując na spełnienie obietnicy. Dziesiątego dnia, w święto Pięćdziesiątnicy, Chrystus zesłał im Ducha Świętego, który odmienił ich serca. Stali się mężni i gotowi podjąć swój misyjny mandat. Rozpoczęli dzieło ewangelizacji.


To dzieło prowadzi w dalszym ciągu Kościół. Następcy apostołów wyruszają wciąż na cały świat, by nauczać wszystkie ludy. Przy końcu pierwszego tysiąclecia przybywali na ziemię polską synowie różnych narodów już przedtem ochrzczonych, zwłaszcza zaś narodów ościennych. Wśród nich centralne miejsce zajmuje św. Wojciech, który przybył do Polski z sąsiedniej i pobratymczej krainy czeskiej. Dało to jakby drugi początek Kościołowi na ziemiach piastowskich. Chrzest w 966 roku, za Mieszka I, zostaje niejako potwierdzony krwią Męczennika. I nie tylko to. Polska bowiem wchodzi do rodziny krajów europejskich. Przy relikwiach św. Wojciecha spotykają się cesarz Otton III i Bolesław Chrobry, w obecności legata papieskiego. Było to spotkanie o historycznej wymowie — Zjazd Gnieźnieński. Miało ono oczywiście znaczenie polityczne, ale miało i znaczenie kościelne. Przy grobie św. Wojciecha została proklamowana przez papieża Sylwestra II pierwsza polska metropolia: Gniezno, do której zostały przyłączone biskupstwa w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

2. Ziarno, które obumrze, przynosi owoc, plon obfity (por. J 12, 24). Również do św. Wojciecha odnoszą się słowa z Ewangelii Janowej, które kiedyś Chrystus wypowiedział do apostołów. Umierając, dał on świadectwo życia. «Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne» (J 12, 25). Wojciech dał też świadectwo służby apostolskiej. Powiedział bowiem Chrystus: «kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec» (J 12, 26). Wojciech poszedł za Chrystusem. Poszedł długą drogą, która prowadziła z rodzinnych Libic do Pragi, z Pragi do Rzymu. A potem, kiedy natrafiał wciąż na opór swoich praskich rodaków, wyruszył jako misjonarz na równinę panońską, a z kolei przez Bramę Morawską do Gniezna i nad Bałtyk. Jego misja jest jak gdyby zwieńczeniem ewangelizacji ziem piastowskich. A to właśnie dlatego, że Wojciech dał świadectwo Chrystusowi ponosząc śmierć męczeńską. Ciało Męczennika wykupił Bolesław Chrobry i sprowadził je tu, do Gniezna.


Wypełniły się na Wojciechu słowa Chrystusa. Ponad miłość doczesnego życia postawił on miłość do Syna Bożego. Poszedł za Chrystusem jako wierny i ofiarny sługa, dając o Nim świadectwo za cenę swej krwi. I oto uczcił go Ojciec. Lud Boży otoczył go czcią należną świętym na ziemi w przekonaniu, że Wojciech, męczennik Chrystusa, cieszy się chwałą w niebie.


«Ziarno, które obumrze, przynosi plon obfity». Jakże dosłownie te słowa spełniły się w życiu i śmierci św. Wojciecha! Jego męczeńska krew, zmieszana z krwią innych polskich męczenników, leży u fundamentów Kościoła i państwa na ziemiach piastowskich. Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce. Czerpała z niego cała Polska u zarania swej państwowości i przez następne stulecia. Zjazd Gnieźnieński otworzył dla Polski drogę ku jedności z całą rodziną państw Europy. U progu drugiego tysiąclecia naród polski zyskał prawo, by na równi z innymi narodami włączyć się w proces tworzenia nowego oblicza Europy. Jest więc św. Wojciech wielkim patronem jednoczącego się wówczas w imię Chrystusa naszego kontynentu. Święty Męczennik tak swoim życiem, jak i swoją śmiercią kładzie podwaliny pod europejską tożsamość i jedność. Po tych historycznych śladach stąpałem wielokrotnie w okresie milenium chrztu Polski, przybywając z Krakowa do Gniezna z relikwiami św. Stanisława, i dziś Opatrzności Bożej dziękuję za to, że dane mi jest jeszcze raz znaleźć się na tym szlaku.


Dziękujemy ci, św. Wojciechu, żeś nas dzisiaj tak licznie tu zgromadził. Są tu wśród nas bardzo dostojni goście. Myślę naprzód o prezydentach krajów związanych z osobą i działalnością św. Wojciecha-Adalberta. Dziękuję za obecność prezydentowi Polski panu Kwaśniewskiemu, prezydentowi Czech panu Václavovi Havlovi, prezydentowi Litwy panu Brazauskasowi, prezydentowi Niemiec panu Herzogowi, prezydentowi Słowacji panu Kovačowi, prezydentowi Ukrainy panu Kuczmie, prezydentowi Węgier panu Gönczowi. Czcigodni panowie, wasza obecność tutaj w Gnieźnie ma szczególne znaczenie dla całego kontynentu europejskiego. Tak jak przed tysiącem lat, tak i dziś świadczy ona o chęci pokojowego współżycia i budowania nowej Europy, złączonej więzami solidarności. Proszę bardzo, aby panowie byli łaskawi przekazać moje pozdrowienie swoim narodom, które dzisiaj tutaj reprezentujecie.

3. Pozostało mi głęboko w pamięci spotkanie gnieźnieńskie w czerwcu 1979 roku, gdy po raz pierwszy Papież rodem z Krakowa mógł sprawować Eucharystię na Wzgórzu Lecha, w obecności niezapomnianego Prymasa Tysiąclecia, całego Episkopatu, wielu pielgrzymów nie tylko z Polski, ale również z krajów ościennych. Dzisiaj, po osiemnastu latach, wypadałoby powrócić do tamtej homilii gnieźnieńskiej, która stała się poniekąd programem pontyfikatu. Przede wszystkim jednak była ona pokornym odczytywaniem zamierzeń Bożych, związanych z ostatnim 25-leciem naszego milenium. Mówiłem wtedy: «Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten Papież-Polak, Papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu? Tak. Chrystus tego chce. Duch Święty tak rozrządza, ażeby to zostało powiedziane teraz, tutaj w Gnieźnie» (Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 3 czerwca 1979 roku).


Z tego miejsca rozlała się wówczas potężna fala, moc Ducha Świętego. Tutaj zaczęła przybierać konkretne formy myśl o nowej ewangelizacji. W tym czasie bowiem dokonały się wielkie przemiany, powstały nowe możliwości, pojawili się nowi ludzie. Runął mur dzielący Europę. W pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu drugiej wojny światowej jej skutki przestały żłobić oblicze naszego kontynentu. Skończyło się półwieczne rozdzielenie, za które szczególnie straszliwą cenę płaciły miliony mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej. Dlatego tutaj, u grobu św. Wojciecha, składam dziś Bogu wszechmogącemu dziękczynienie za wielki dar wolności, jaki otrzymały narody Europy, a czynię to słowami psalmisty:

«Mówiono wtedy
między narodami:
"Wielkie rzeczy im Pan uczynił!"
Pan uczynił nam wielkie rzeczy
i radość nas ogarnęła»
(por. Ps 126, 2-3)


4. Umiłowani bracia i siostry, po latach osiemnastu powtarzam to samo: potrzebna jest nasza gotowość. Okazuje się bowiem w sposób niekiedy bardzo bolesny, że odzyskanie prawa samostanowienia oraz poszerzenie swobód politycznych i ekonomicznych nie wystarcza dla odbudowy europejskiej jedności. Jakże nie wspomnieć w tym miejscu tragedii narodów byłej Jugosławii, dramatu narodu albańskiego i ogromnych ciężarów ponoszonych przez wszystkie społeczeństwa, które odzyskały wolność z wielkim wysiłkiem, zrzucając z siebie jarzmo totalitarnego systemu komunistycznego.


Czyż nie można powiedzieć, że po upadku jednego muru, tego widzialnego, jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który nadal dzieli nasz kontynent — mur, który przebiega przez ludzkie serca? Jest on zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu i innym kolorze skóry, przekonaniach religijnych, jest on zbudowany z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka. Nawet niewątpliwe osiągnięcia ostatniego okresu na polu gospodarczym, politycznym, społecznym nie przesłaniają istnienia tego muru. Jego cień kładzie się na całej Europie. Do prawdziwego zjednoczenia kontynentu europejskiego droga jeszcze jest daleka. Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało chrześcijaństwo ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów. Nie jest to zawłaszczanie historii. Jest bowiem historia Europy jakby wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest jej wielkim bogactwem. Zrąb tożsamości europejskiej jest zbudowany na chrześcijaństwie. A obecny brak jej duchowej jedności wynika głównie z kryzysu tej właśnie chrześcijańskiej samoświadomości.


Słowa wdzięczności kieruję pod adresem księży kardynałów przybyłych z Wiecznego Miasta, z kardynałem Sekretarzem Stanu Angelo Sodano na czele, oraz kardynałów z krajów świętowojciechowych, którym przewodzi kardynał Miloslav Vlk — następca św. Wojciecha na stolicy biskupiej w Pradze. Raduję się, że wraz z nami są kardynałowie z odległych stron świata, od Ameryki aż po Australię. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję oczywiście za obecność kardynałom polskim z kardynałem Prymasem na czele, wszystkim arcybiskupom i biskupom. Również dziękuję biskupom prawosławnym oraz zwierzchnikom Wspólnot reformowanych, a także zwierzchnikom innych Wspólnot kościelnych. Słowa szczególnego pozdrowienia kieruję do naszego gospodarza arcybiskupa Muszyńskiego, metropolity gnieźnieńskiego, oraz do was, drodzy bracia i siostry, którzy przybyliście na to spotkanie z całej Polski.

5. Drodzy bracia, to właśnie Chrystus, Jezus Chrystus, «ten sam wczoraj, dziś i na wieki» (por. Hbr 13, 8), objawił człowiekowi jego godność! To On jest gwarantem tej godności! To patroni Europy — św. Benedykt, święci Cyryl i Metody — oni wszczepili w europejską kulturę prawdę o Bogu i o człowieku. To orszak świętych misjonarzy, których dziś przypomina nam św. Wojciech, niósł europejskim ludom nowinę o miłości bliźniego, o miłości nieprzyjaciół nawet — nowinę poświadczoną oddaniem za nich życia. Tą Dobrą Nowiną — Ewangelią, żyli w Europie przez kolejne stulecia, aż po dzień dzisiejszy, nasi bracia i siostry. Powtarzały ją mury kościołów, opactw, szpitali i uniwersytetów. Głosiły ją foliały, rzeźby, obrazy, obwieszczały strofy poezji i dzieła kompozytorów. Na Ewangelii kładziono podwaliny duchowej jedności Europy.


Od grobu św. Wojciecha pytam więc, czy wolno nam odrzucić prawo chrześcijańskiego życia, które głosi, że tylko ten przynosi owoc obfity, kto obumiera dla wszystkiego, co nie Boże, kto dla dobra braci obumiera, jak ziarno rzucone w ziemię? Tu, z tego miejsca, powtarzam wołanie z początku mego pontyfikatu: otwórzcie drzwi Chrystusowi! W imię poszanowania praw człowieka, w imię wolności, równości, braterstwa, w imię międzyludzkiej solidarności i miłości wołam: nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa. Dlatego mur, który wznosi się dzisiaj w sercach, mur, który dzieli Europę, nie runie bez nawrotu ku Ewangelii. Bez Chrystusa nie można budować trwałej jedności. Nie można tego robić odcinając się od tych korzeni, z których wyrosły narody i kultury Europy, i od wielkiego bogactwa minionych wieków. Jakże można liczyć na zbudowanie «wspólnego domu» dla całej Europy, jeśli zabraknie cegieł ludzkich sumień wypalonych w ogniu Ewangelii, połączonych spoiwem solidarnej miłości społecznej będącej owocem miłości Boga? O taką właśnie rzeczywistość zabiegał św. Wojciech, za taką przyszłość oddał swoje życie. On też dzisiaj nam przypomina, iż nie można zbudować nowego porządku bez odnowionego człowieka, tego najmocniejszego fundamentu każdego społeczeństwa.


6. U progu trzeciego tysiąclecia świadectwo św. Wojciecha jest wciąż obecne w Kościele i wciąż wydaje owoce. Winniśmy jego dzieło ewangelizacji podjąć z nową mocą. Tym, którzy zapomnieli o Chrystusie i Jego nauce, pomóżmy odkryć Go na nowo. Stanie się tak wtedy, kiedy zastępy wiernych świadków Ewangelii znów zaczną przemierzać nasz kontynent; gdy dzieła architektury, literatury i sztuki będą w sposób porywający dla współczesnego człowieka ukazywać Tego, który jest «wczoraj, dziś, ten sam na wieki»; gdy w sprawowanej przez Kościół liturgii ujrzą piękno oddawania Bogu chwały; gdy dostrzegą w naszym życiu świadectwo chrześcijańskiej miłości, miłosierdzia i świętości.

Umiłowani bracia i siostry, w jak niezwykłej godzinie dziejów przyszło nam żyć! Jak ważkie zadania powierzył nam Chrystus! On wzywa każdego z nas, abyśmy przygotowywali nową wiosnę Kościoła. Chce, aby Kościół — ten sam, co w czasach apostolskich i w czasach św. Wojciecha — wkroczył w nowe tysiąclecie pełen świeżości, rozkwitającego nowego życia i rozmachu ewangelicznego. W roku 1949 Prymas Tysiąclecia wołał: «Tu, przy grobie św. Wojciecha, zapalać będziemy ogniste wici, zwiastujące ziemi naszej «światłość na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego» (por. Łk 2, 32)» (List pasterski na ingres). Dziś na nowo wznosimy to wołanie, prosząc o światło i ogień Ducha Świętego, aby zapalał nasze wici zwiastunów Ewangelii aż po krańce ziemi.


7. Św. Wojciech jest ciągle z nami. Pozostał w piastowskim Gnieźnie, pozostał w powszechnym Kościele otoczony chwałą męczeństwa. I z perspektywy tysiąclecia zdaje się dzisiaj przemawiać do nas słowami św. Pawła z dzisiejszej liturgii: «Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja — czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka — mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom» (Flp 1, 27-28).


Odczytujemy raz jeszcze dzisiaj, po tysiącu lat, ten Pawłowy i ten Wojciechowy testament. Prosimy, ażeby słowa tego testamentu doczekały się spełnienia również w naszym pokoleniu. Nam bowiem z łaski Bożej dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczyliśmy tę samą walkę, jakiej świadectwo pozostawił nam św. Wojciech (por. Flp 1, 29-30).

I przyzywamy Wojciechowego pośrednictwa, prosząc go o orędownictwo, gdy Kościół oraz Europa przygotowują się do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000.

I przyzywamy Ducha Świętego, Ducha Mądrości i Mocy.

Veni, Creator Spiritus. Amen.